Czasem, kiedy zamykam wieczorem drzwi swojej pracowni, w powietrzu wciąż unosi się zapach kleju, skóry i papieru. To zapach mojego świata – świata introligatora. Niektórzy mówią, że to zawód, który odchodzi w zapomnienie. Ja wolę myśleć, że to rzemiosło, które po prostu wymaga czasu, cierpliwości i serca. A te rzeczy nigdy się nie starzeją.
Introligator to ktoś, kto potrafi połączyć setki pojedynczych kartek w jedną spójną całość. To człowiek, który nadaje kształt książkom, dokumentom, albumom czy kronikom. W mojej pracy często zajmuję się także renowacją starych tomów – takich, które pamiętają jeszcze inne czasy, inne dłonie, inne historie.
Dla mnie introligatorstwo to nie tylko technika, to opowieść o trwałości i o szacunku do rzeczy. Każda książka, która trafia na mój stół, ma swoją duszę – wystarczy tylko dać jej drugą szansę.
Historia introligatorstwa sięga średniowiecza, gdy księgi oprawiano ręcznie w skóry, zdobiono złotem i zamykano w drewnianych okładzinach. Zanim druk stał się masowy, każda książka była dziełem sztuki.
Dziś w epoce ekranów i e-booków wiele się zmieniło, ale introligatorzy nadal trzymają się mocno. Bo nawet jeśli świat się cyfryzuje, wciąż jest coś magicznego w dotyku prawdziwego papieru i w dźwięku przewracanych stron.
Kiedy do pracowni trafia książka, zaczynam od oględzin. Czasem to rozpadający się tom z rodzinną kroniką, czasem oprawa pracy magisterskiej, a czasem album fotograficzny, który ma wyglądać wyjątkowo.
Niektóre oprawy są proste, inne wymagają tygodni pracy. Ale każda daje to samo uczucie: satysfakcję, że coś trwałego powstało z rąk, a nie z maszyny.
Nie potrzebuję nowoczesnych technologii. Wystarczy mi kostka introligatorska, kilka pędzli, igły, szpikulce, dobra prasa i gilotyna. Każde narzędzie ma swoją historię. Niektóre mają po trzydzieści lat i wciąż działają lepiej niż nowe.
To praca wymagająca precyzji, ale i wyczucia. Papier potrafi być kapryśny – za dużo kleju i się faluje, za mało i nie trzyma. Trzeba mieć cierpliwość i szacunek do materiału.
Zawodu można nauczyć się w szkołach poligraficznych, ale prawdziwe rzemiosło poznaje się dopiero przy stole warsztatowym. Uczyłem się od starszego mistrza, który powtarzał:
„Nie spiesz się. Książka pamięta dłonie, które ją robią.”
I miał rację. To nie jest praca dla kogoś, kto lubi szybkie efekty. Tu liczy się spokój, dokładność i oko do detalu.
Nie oszukujmy się – nie jest to zawód, który przynosi fortunę. Ale daje coś innego: poczucie sensu. Średnio zarabia się od 3 do 5 tysięcy złotych miesięcznie, choć przy własnej pracowni i artystycznych zleceniach można dojść znacznie wyżej.
Ale w tej pracy największą nagrodą nie są pieniądze. To chwila, kiedy klient odbiera odnowioną książkę po dziadku i ma łzy w oczach.
Każde zlecenie jest inne, ale wszystkie łączy jedno – potrzeba piękna i trwałości.
W ostatnich latach zauważyłem coś ciekawego. Młodzi ludzie coraz częściej interesują się rękodziełem. Przychodzą, pytają, chcą się uczyć. Może to reakcja na cyfrowy świat – ludzie znów chcą dotknąć czegoś prawdziwego.
W internecie pełno jest filmów pokazujących proces szycia książki, złocenia grzbietów czy robienia notesów handmade. To cieszy, bo introligatorstwo to nie tylko zawód – to kultura dotyku i cierpliwości.
Pamiętam, jak pewnego dnia przyszła do mnie młoda kobieta. W rękach trzymała zniszczony tomik po babci. Papier był żółty i kruchy, grzbiet się rozpadł.Popatrzyła na mnie i powiedziała tylko:
„To wszystko, co po niej mam.”
Pracowałem nad tą książką tydzień. Delikatnie rozdzieliłem kartki, wyczyściłem je, zszyłem na nowo. Oprawiłem w jasną skórę, a na grzbiecie wytłoczyłem złotymi literami imię babci.
Kiedy Anna odebrała tomik, przez chwilę milczała. Potem pogłaskała okładkę i powiedziała:
„Teraz naprawdę wróciła.”
I to jest właśnie sens tej pracy. Nie chodzi o klej i nici, ale o emocje, pamięć i szacunek dla rzeczy, które przetrwały więcej niż my.
Być introligatorem to być trochę artystą, trochę rzemieślnikiem, a trochę strażnikiem cudzych historii. To zawód, który uczy pokory, cierpliwości i miłości do szczegółu.
W świecie, gdzie wszystko ma być szybkie i tanie, introligatorstwo przypomina, że piękne rzeczy potrzebują czasu.
Jeśli kiedyś weźmiesz do rąk starą książkę i poczujesz jej ciężar, zapach, fakturę papieru – pomyśl o kimś, kto kiedyś poświęcił jej godziny, by mogła przetrwać.Być może był to właśnie introligator.
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *
Komentarz *
Nazwa *
Adres e-mail *
Witryna internetowa
Zapamiętaj moje dane w tej przeglądarce podczas pisania kolejnych komentarzy.
Komentarz wpisu